piątek, 10 kwietnia 2015

Światowy dzień zespołu Downa oraz bardzo cuchnąca sprawa.

21 marca świętowaliśmy Światowy dzień osób z zespołem Downa. Z całym trójmiejskim Zespołem przemaszerowaliśmy ulicą Długą w Gdańsku rozdając jabłka, balony, cukierki, lizaki i kwiaty. Następnie wszyscy udaliśmy się na zespołową imprezkę do Miasta Aniołów. Czekały na nas atrakcje! Najpierw czas dzieciom umilał animator, a następnie zespół Spark (niezwykle utalentowani rodzice Alicji z zespołem Downa) dali koncert. A ja znowu spotkałem swoją narzeczoną Hanię! 


Niestety ten dzień był bardzo mroźny i deszczowy. Następnego dnia tata leżał w łóżku z wysoką gorączką. Przyczepiło się jakieś okropne grypsko. I mimo zrobienia domowej izolatki wkrótce rozchorowała się Helena i na końcu ja. Mama się nie rozchorowała, bo mamy nie mają l4.
Byliśmy również na wizycie u chirurga. Nie będę się tu zagłębiał w przebieg spotkania, jednak mama mówi, że jeśli ktoś się chce bardzo spocić w 15 minut, to wystarczy iść do tego pana zamiast na siłownię. Mama stwierdziła, że lekarz ma syndrom Boga, cokolwiek to znaczy. Dostaliśmy jednak skierowanie na wlewkę z kontrastem, żeby zobaczyć co dokładnie dzieje się w moim brzuszku.

Dzisiaj odbyło się badanie. Bardzo długo czekaliśmy w poczekalni i tak się zdenerwowałem, że trochę zwymiotowałem.... na MAMĘ!. Mama zaczęła się gorączkowo wycierać, nie była zadowolona, oj nie była! Ja jej całkowicie nie rozumiem, trzeba było sobie wziąć ubranka na zmianę, ja wziąłem! Nie wiedziałem co to za badanie, ale mama powiedziała mi, że takie samo jak miałem, tyle, że tym razem od tyłu. Nie wiedziałem co to znaczy "od tyłu", ale byście zobaczyli moje zdziwienie, gdy się już dowiedziałem! Aż z wrażenia zrobiłem "dwójkę" i na stół i na mamę. Znowu mama nie była zadowolona, ale ja już mówiłem, że należy brać przykład ze mnie i pakować ubrania na zmianę. Na szczęście badanie już się skończyło i mieliśmy wracać do domu. Dzisiaj była tak piękna pogoda, że mama, która prawie nigdy nie jeździ autobusem, postanowiła, że tym razem zrobi wyjątek. I to był błąd, bo wsiadając do autobusu czuła, że unosi się na nami "zapaszek". Ja żeby nie odczuwać uczucia zażenowania postanowiłem iść spać. Ludzie w autobusie byli tak życzliwi, że odsunęli się od nas, żebym miał dużo powietrza, bowiem każdy jak śpi powinien mieć świeże powietrze. Mama jednak mówi, że oni szukali dla siebie powietrza. Ale z jednej czy drugiej strony, wszystkim to wyszło na dobre:)

by Witek- Rozbitek



1 komentarz: